Gdy egzaminy są prawdziwe
Adam Fularz
Kiedyś na zagranicznej uczelni pracowałem jako inwigilator- osoba nadzorująca prawidłowy
przebieg egzaminów. Jak niemal wszędzie w Europie Zachodniej, egzaminy na
uczelniach wyższych i tam są niemal bez wyjątków pisemne. Zastanawiając się nad
kondycja polskiej edukacji, warto rozważyć próbę przyjęcia zachodnich standardów egzaminowania.
Egzaminy pisemne pisałem
bez wyjątków przez cały okres studiów wyższych w Europie Zachodniej, studiując
w RFN i we Francji, a obecnie pracując na uczelni w Wielkiej Brytanii. Teraz
dostrzegam różnice w systemach egzaminacyjnych. O ile system niemiecki polegał
na egzaminowaniu pisemnym bez anonimizowania tożsamości kandydata, o tyle
system francuski już tą cechę charakterystyczną posiadał. Skrypty przeznaczone
do wpisywania odpowiedzi posiadały charakterystyczne narożniki, w które
wpisywane były dane osobowe kandydata a następnie rogi te były zaginane i
zaklejane jak list.
Niestety, we Francji
praktyka ta na mojej uczelni nie była przestrzegana. Studenci nagminnie
narożników nie zaklejali, a egzaminatorzy tego nie wymagali. Dopiero w Wielkiej
Brytanii zobaczyłem tą praktykę anonimizacji efektów nauki kandydatów w pełnej
praktyce. Działa ona zarówno w przypadku tylko komputerowo sprawdzanych arkuszy
z odpowiedziami testów wielokrotnego wyboru typowych dla egzaminowania
studentów pierwszych roczników, ale jest także praktykowana w typowych
egzaminach pisemnych typowych dla późniejszego toku studiów.
Jaka jest filozofia która
się za tym kryje? Mało który wykładowca otwarcie przyzna się do dyskryminowania
niektórych studentów np. ze względu na płeć, kolor skóry, narodowość, wyznanie,
kontrowersyjną fryzurę. Ale nie wiemy, jak dany wykładowca zareaguje jeśli jest
skonfrontowany z oceną efektów pracy kandydata. Być może oceni ją przez pryzmat
swoich uprzedzeń i osobistych niechęci np. do osób noszących nie podobające mu
się ubrania i fryzurę lub innego wyznania, co np. w Polsce może być dość częstą
praktyką na uczelniach.
Jeśli ktoś zadaje sobie
dość dużo trudu w ukryciu tożsamości osób podlegających egzaminowaniu przed
dokonującymi sprawdzania prac pisemnych, to z pewnością ma to swój cel. Cel
oddzielenia sfery prywatnej studentów, takiej jak ich prawo do wyglądu czy
wyznania, od poglądów wykładowców na te tematy wykraczające poza ich
ograniczone do nauczanego tematu kompetencje do oceniania kogokolwiek.
Owa brytyjska uczelnia,
mimo że w światowych statystykach o kilkaset pozycji lepsza niż najlepsze
polskie, wygląda jak jeden wielki skejtpark (mimo że ten akurat znajduje się
300 metrów dalej, a na uczelnianych drogach wewnętrznych dosłownie wszędzie
rozwieszone są tabliczki zakazujące używania na nich deskorolek etc., co
oczywiście nie odstrasza licznych chętnych). Wnosząc z dominującego kolorowego stylu
ubierania się brytyjskiej młodzieży, panuje tu absolutne przyzwolenie na
najdziwniejsze style i mody. Uczelnia stara się przyciągnąć studentów
absolutnie z całego świata, istnieje też specjalne biuro które zajmuje się
monitorowaniem czy nikt nie jest dyskryminowany ze względu na rasę czy
wyznanie, i przy przyjmowaniu nowego kandydata wypełnia on anonimizowany
później druk który przekazywany jest do wspomnianego biura.
Dziewczyna z Jamajki, z
którą brałem udział w komisji oceniającej jakość ulotek przeznaczanych dla
studentów międzynarodowych, mówiła na posiedzeniu owej komisji o tym że nigdy
nie zdecydowałaby się studiować na zagranicznej uczelni gdyby na ulotce dla
potencjalnych kandydatów nie zobaczyła różnokolorowych studentów z różnych
krajów, w tym czarnoskórych osób z dredlokami. Kolorowość jest tutaj
przedmiotem dumy i czymś czego się broni niemalże ideologicznie, a ceremonia
uroczystego rozdania dyplomów jakiej byłem świadkiem niedawno, dowodzi tego jak
bardzo ponadprzeciętnie multietniczne jest grono studentów.
Sprawdzając tożsamość
studentów podczas egzaminów dostrzegam że ponad połowa z nich to studenci tzw.
międzynarodowi. Anonimizowanie wyników ich pracy powoduje że dostają oni takie
same szanse jak wszyscy inni. Nie są sztucznie zbiorowo forowani i przepychani
(jak to ma miejsce na niektórych europejskich uczelniach, szczególnie jeśli
studenci nie opanowali w dostatecznym stopniu języka).
Wracając do tematu
polskiej edukacji, zastanawiam się jak bardzo polscy profesorowie kochają tą
chwilę władzy nad studentem, jego wyglądem, fryzurą. Chwilę w której mogą dać
upust swojemu konserwatyzmowi, wydać wraz z oceną za opanowanie materiału także
ocenę za wygląd ucznia, bądź jego wyznanie, przynajmniej w Wielkiej Brytanii
często widoczne po ubiorze, nakryciu głowy lub fryzurze.
Być może taka opowieść
jest dla środowiska polskich władz uczelni bajką o żelaznym wilku. Kraj który
dopiero tak niedawno zakończył totalitaryzm jest niechętny wyrzeczenia się mocy
wpływu na innych, kontrolowania ich. Forma egzaminów ustnych, z reguły już
niesprawiedliwa (wszak różni studenci dostają różne pytania) jest, jeśli
uwzględnimy możliwe skrzywienia ze względu na uprzedzenia lub często skrywaną
wrogość do różnych zjawisk ze strony egzaminatorów, czymś co powinno szybko
zniknąć z polskich uczelni.
Komentarze
Prześlij komentarz